Dobrze pamiętam moje pierwsze wrażenia, gdy po raz pierwszy przyjechałem do Szwecji w 2008. Latem wcale nie było tam zimno, drogi były wykute w skałach, a o 21 nie było żywej duszy na zewnątrz i mieliśmy wrażenie, że przejeżdżamy przez opuszczone miasta. Jedyną poszlaką, że w Szwecji są jednak ludzie były samochody, które wyprzedzaliśmy w drodze do Geteborga.
Pamiętam też, że mijając kolejne miejscowości: Karlshmamn, Osby, Markaryd co chwilę doganialiśmy kolejne auta, które straaaasznie się przed nami wlokły. Nie dość, że droga było dobra, szeroka, to najważniejsze całkiem pusta. A oni wszyscy jadą 50km/h!?
Rozwiązanie zagadki przyszło parę tygodni później. W Szwecji bezpieczeństwo na drodze jest priorytetem. Jeśli jest ograniczenie do 50 km/h to uwierzcie na słowo, prawie wszyscy jadą 50 km/h. Prawie, bo znalazło się dwóch Polaków w starym Fordzie Mondeo na białostockich blachach, którzy przy ograniczeniu do 50 km/h, jeździli tak z 80 km/h i proporcjonalnie przy niższych czy wyższych ograniczeń prędkości.
Dla nas to było nie do zrozumienia, jak można jeździć tak wolno. Nie do zrozumienia…, ale tylko przez kilka tygodni, bo już pod koniec wakacji jeździliśmy już jak typowy Sven pracujący w IKEI, ubierający się w H&M, jedzący na obiad kulki mięsne z żurawiną i jeżdżący 7-letnim Volvo, czyli tyle ile było na znakach drogowych.
Podobnie było z pasami bezpieczeństwa wprowadzonymi przez Volvo w 1959 r. Przez wielu zostały uznane za fatalny pomysł, bo były niewygodne i ograniczały wolność. Od 1959 r. uratowały jednak milion istnień ludzkich i są standardem w każdym samochodzie.
W tym roku Volvo ma nowe cele i nowe idee, które mogą wzbudzać dyskusję, ale mają nadrzędny cel: ocalić kolejne miliony. Zobaczcie sami, co być może na przestrzeni kolejnych lat będzie normą na naszych drogach #ForEveryonesSafety